20130323

O tym, jak manipulacja świadomością zmienia świat na lepsze - jestem eko

Do zajęcia dłuższego, pisanego stanowiska w sprawie mody na ekologię natchnął mnie ostatecznie(bo myślałam o tym wcześniej) wpis na blogu Malinowa Zebra. Chodzi o ten na tę chwilę najnowszy, o wegańskim murzynku. Po przeczytaniu samego tytułu nasuwa mi się smutna myśl, że już nawet zwykłe ciasto "przyczynia się do cierpienia zwierząt" i trzeba przygotowywać je w specjalny, "przyjazny naturze" sposób(cudzysłowy chyba wyraźnie akcentują, że sama weganką nie jestem nawet w najmniejszym stopniu i zostać pod wpływem trendu przynajmniej na razie nie zamierzam). Mimo sceptycznego nastawienia do kwestii nie jedzenia produktów zwierzęcych w imię sprzeciwu "nazizmowi XXI w." nie mogę zaprzeczyć, że moda na bycie eko robi dużo dobrego. Przyznać to musi nawet człowiek o poglądzie, że sklepy ze zdrową żywnością to tylko sposób, żeby przesunąć przecinek w cenie jajka, bo jest "od szczęśliwej kury".

I ja nie jestem jedyną taką osobą. Autorzy pewnej książki, będącej krytyką społeczeństwa konsumpcyjnego(konkretnie "Bunt na sprzedaż - Dlaczego kultury nie da się zagłuszyć") najpierw określają modę na produkty ekologiczne niemal głupotą i następstwem manipulacji reklamą, a potem zastanawiają się nad podniesieniem ceny prądu i opłat emisyjnych dla przedsiębiorstw, żeby ludzie zaczęli się zastanawiać nad przyszłością naszej planety. Widzimy hipokryzję? Jasne, manipulowanie społeczeństwem przez akcje marketingowe(te nastawione na zysk, nie kampanie społeczne) nie jest dobre, ale równocześnie zmuszenie wszystkich do długoterminowego myślenia o globalnym dobru jest po prosu niewykonalne. Dużo bardziej niewykonalne niż podanie im produktu niemal luksusowego, który przy okazji jest dobry dla środowiska, a potem skłonienie ich do kupna.
To, że nosimy biżuterię z recyklingu bo tak jest fajnie, oryginalnie i na czasie, albo jeździmy rowerem, żeby być piękniejszym nie umniejsza zasług takiego działania dla naszej planety, także właściwie czepiać się, że jest to robione "tylko pod publiczkę" mogą tylko ci, którzy przyczepić bardzo się chcą. Szkoda, że w wielu przypadkach razem z postępowaniem nie zmienia się również myślenie i nadal pro-ekologiczne działania nie wynikają z rozważań na temat przyszłości i tego, co dla ogółu ludzkości dobre. Tak samo szkoda, że wszyscy obywatele świata nie mogą być mądrzy i altruistyczni.
Zaraz, ale czy korporacje właściwie nie tracą na trendzie handmade? Owszem, niektóre tracą, ale jest mnóstwo nowych, wypływających na fali, którą zapoczątkowało sprzedawanie myśli ekologicznej. Co z tego, że jest cała masa pomysłów na rzeczy wykonywane samemu tylko ze "śmieci", jeśli do połączenia ich i nadania ostatecznego kształtu serwowane nam są bardzo wygodne i względnie niedrogie narzędzia(które własnie dzięki temu mają świetną reklamę - wyobraź sobie ile zaoszczędzisz robiąc "cośtam" samemu!). Podam też przykład bloga, którego autorka nabiła sobie obserwatorów na prezentowaniu własnoręcznie wykonanych ubrań, by ostatecznie sprzedawać siebie w ubraniach i dodatkach całkowicie ze sklepu(ale jeśli obserwujący zostali, znaczy, że to też leży w kręgu ich zainteresowań).

Nie wiem, jak podsumować, żeby się nie powtarzać. Było już powiedziane, że nie dałam się porwać trendowi eko(co nie znaczy, ze nie mogę nosić hipsterskiej biżuterii ze sztućców), ale też nie zamierzam krytykować i oceniać tych, który się dali. Mam nadzieję, że teza, iż nawet niedobre zazwyczaj reklama i manipulacja mogą przyczynić się niechcący do czegoś pozytywnego, została obroniona. Recykling i ekologia nie są jedynym przykładem, ale akurat tym, który wydaje się mi na tę chwilę najbardziej wyrazisty w świadomości młodszej użytkowniczki internetu płci pięknej, czyli mojej.

PS. W temacie indywidualnego dbania o zdrowie i korzyści z tego dla świata wyszperałam jeszcze ciekawy artykuł o niecodziennej aplikacji na smartfona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz